poniedziałek, 8 lutego 2016

#LBA

Witam ^^

Trochę długo mnie nie było, wiem. Postaram się nadrobić moją nieobecność w jak najkrótszym czasie. A teraz: LBA.

Do LBA zostałam nominowana przez Ameruję, za co jej serdecznie dziękuję. Nie przedłużając już: ZACZYNAJMY!


1. Gdybyś mogła przeżyć życie postaci książkowej, kogo byś wybrała?
Odpowiedź: Hmm... Myślę, że wybrałabym życie Nica di Angelo. Jest do mnie podobny, przeżyłam to samo, co on, więc jego życie nie byłoby dla mnie odmianą.

2. Jaką moc chciałabyś posiadać?

Odpowiedź: Kontrola lodu i rozmowa ze zwierzętami.

3. Jaki gatunek książek/blogów czytasz najczęściej?

Odpowiedź: Najczęściej czytam FanFiction o 'Percym Jacksonie' i 'Olimpijskich Herosach'.

4. Masz jakieś hobby?

Odpowiedź: Pisanie, rysowanie, jazda na rowerze, czytanie, łucznictwo i szermierka, ale jeżeli miałabym wybierać, wybrałabym łucznictwo.

5. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Odpowiedź: Czarny.

6. Masz ulubione jedzenie?

Odpowiedź: Mam. Kanapki z jajkiem albo pastą jajeczną. 

7. Twój ideał mężczyzny? [Tu chodzi o wygląd, bo o charakterze można pisać godzinami]

Odpowiedź: Hmm... Wysoki, niebieskooki brunet. Styl bardziej na punka, ale bez przesady, nie mówię tu o kolorowych włosach i tych sprawach. Sama jestem emo, myślę więc, że pasowalibyśmy do siebie.

8. Nosisz fandomową wstążkę? Jak tak, to jakiego fandomu?
Odpowiedź: Ogólnie jestem Demigodsem i Trybutem, noszę fandomową wstążkę.

9. Jakiej muzyki słuchasz?

Odpowiedź: Najczęściej rapu, metalu i popu, ale głównie to, co mi wpadnie w ucho. Nie lubię polskich piosenek, tylko obcojęzyczne. 

10. Masz jakieś przezwisko? Jakie? :D
Odpowiedź: Mam mnóóóóstwo. Czereśnia, Malina, Truskawka, Jagodzianka, mam wymieniać dalej?

11. Z jakim książkowym bohaterem/bohaterką się uosabiasz?

Odpowiedź: Nickiem di Angelo.

A teraz nominowani przeze mnie! Yay!

◊ Autorka bloga 'Olimpijscy Herosi - Dalsze Przygody'

◊ Autorka bloga 'Czarna Plastelina'

A teraz moje pytanka!

1. Co skłoniło Cię do napisania Twojego opowiadania?

2. Dlaczego taka a nie inna nazwa bloga?

3. Kto zainspirował Cię do stworzenia wizerunku głównej bohaterki historii?

4. Jaki jest Twój ulubiony ship?

5. Ulubiona piosenka?

6. Masz Swojego pupila? Jeżeli tak, jak się nazywa?

7. Lubisz kakałko? ;33

8. Gdybyś miała możliwość przeniesienia się do dowolnej książki, jaka by to była?

Tak oto skończyłam. Spodziewajcie się nowego rozdziału niedługo!

czwartek, 14 stycznia 2016

# Uwaga!

Witam. Przepraszam za moją długą nieobecność na blogu, ale miałam dużo pracy w tych dwóch tygodniach. Dodatkowo, moja prababcia zmarła 9 stycznia. Mam blokadę twórczą, nie umiem teraz napisać czegoś sensownego, a jeżeli coś mi się udaje, od razu przypominam sobie, że ominęłam jeden ważny wątek i kasuję. Ech... Przepraszam. Przysięgam na Styks, że wstawię kolejny rozdział najszybciej, jak to będzie możliwe. Nie jestem przyzwyczajona do pisania blogów. Lepiej wychodzą mi chyba miniaturki. Kończę na dzisiaj. DobraNyks, Herosi. 

sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 3.

Skylar
Tej nocy czułam się gorzej niż zwykle. Siedziałam przed namiotem na mrozie, otulona jedynie skórzaną kurtką, mimo to wcale nie czułam zimna. Było grubo po północy. Miles i Alex spali. Popatrzyłam na bransoletkę od Belli. Po raz któryś dzisiaj łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Niespodziewanie poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Będzie dobrze - obiecał Miles. Odsunęłam się od niego natychmiast.
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam, oddalając się jeszcze bardziej.
- Skylar...
- Zostaw mnie w spokoju - powtórzyłam, pozwalając łzom płynąć. Ziemia lekko się zatrzęsła, a w oddali słychać było grzmot. Rozluźniłam pięści i upadłam na ziemię. Ból rozsadzał mi czaszkę. Popatrzyłam na chłopaka błagalnie. - Odejdź. Nie zbliżaj się.
Potem już była tylko ciemność i nieprzerwany ból.
                                                                                                                                                                   
Stałam w jakimś pokoju. Powietrze było przesiąknięte zapachem tanich perfum, podłoga trzeszczała pod nogami. Wtedy zauważyłam skurczoną mumię siedzącą pomiędzy starymi zwojami, książkami i trofeami. Zwróciła na mnie wzrok szklistych oczu.
- Ktoś jest na strychu! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Po chwili klapa w podłodze otwarła się gwałtownie, wzbijając z powietrze tumany kurzu. Grupka nastolatków w greckich zbrojach stała w przejściu na górę, wpatrując się we mnie zdumiona. Z ust mumii z cichym sykiem wydobył się zielony dym, a ona sama poruszyła ustami.
- Oto moja następczyni - wycharczała. - Czy zgadzasz się być Wyrocznią? Czy zgadzasz się przyjąć ducha Delf?
- Zgadzam się - oznajmiłam cicho. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Po raz pierwszy w życiu byłam tak zdecydowana.
Mgiełka podpłynęła do mnie w powietrzu.
- Niech się stanie - powiedziała mumia. Dym wleciał mi przez usta i oczy do środka, po czym zmienił kolor na złoty. Upadłam na ziemię.
- Nigdy nie widziałam złotej wstęgi przeznaczenia - odrzekła przewodząca grupką dzieciaków dziewczyna, ta sama, której głos słyszałam przedtem. - Stój! To nowa Wyrocznia. Nie podchodź - ostrzegła chłopaka, który próbował mi pomóc.
Spróbowałam się podnieść, ale kolana się pode mną ugięły. Popatrzyłam tylko na innych.
- To się stanie - wyszeptałam. - On powróci. - To były ostatnie słowa, które wypowiedziałam zanim zamieniłam się w złoty pył.
                                                                                                                                                                         
- To się stanie - wymamrotałam, podnosząc się z ziemi. - On powróci.
- Kto powróci? - spytał Miles, czekając obok mnie z włócznią. - Co się stanie?
Popatrzyłam na niego błagalnie.
- Nie wiem - powiedziałam, kręcąc głową. Odeszłam w stronę lasu. 
I wtedy go zobaczyłam. Ogromny, czarny mastiff, mierzący co najmniej trzy metry wzrostu, patrzący na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Cześć - powiedziałam cicho, podchodząc do niego i drapiąc go pod brodą. 
"Rozumiesz mnie?" - zapytał pies.
- Rozumiem - potwierdziłam, siadając na jakimś kamieniu. Mastiff zawył radośnie. - Jestem Skylar.
"Miło mi cię poznać, Skylar" - zaszczekał. - "Jestem..."
- Skylar! - ryknął Miles, wbiegając do lasu. Dostrzegł najwyraźniej psa, bo zamachnął się włócznią. - Uciekaj! To piekielny ogar!
Podbiegł do mastiffa i wymierzył cios.
- Nie! - krzyknęłam, zasłaniając ogara własnym ciałem. Miles nie zdążył jednak zatrzymać włóczni, która... przeszła przeze mnie jak przez powietrze. Zrobiłam zaciętą minę i odwróciłam się do zdezorientowanego chłopaka.
- AU! - wrzasnął, masując czerwony ślad mojej dłoni, który zostawiłam przed chwilą na jego policzku z głuchym plaśnięciem. - Za co to?!
- Idiota! - warknęłam, odchodząc do zwierzęcia kulącego się za drzewami. - Nic ci nie jest?
"Nie" - zaprzeczył pies. - "Dziękuję. Jestem Blaise."
- Ty go... obroniłaś - powiedział zdumiony Miles. Spojrzałam na niego ze złością.
- Ale odkrycie! - prychnęłam. - Chciałeś go zabić!
- No bo... to w końcu potwór... i... to nie tak... - jąkał się.
"Skylar" - odezwał się Blaise. - "Mogę z wami iść? Znam drogę do obozu."
- Pewnie - uśmiechnęłam się lekko. - Blaise idzie z nami.
- Blaise?
- To jest Blaise - pokazałam na ogara. - Idziemy, czy nie?
                                                                                                                                                                         
Weszliśmy na jakąś polanę. Na horyzoncie lśniły wody Long Island, w słońcu wygrzewały się pola truskawek. Mnóstwo dzieciaków w greckich zbrojach walczyło między sobą albo ćwiczyło podstawowe pchnięcia na słomianych kukłach. W pewnej chwili jakiś chłopak wykrzyknął dwa słowa, które zwróciło uwagę wszystkich na naszą trójkę.
- To ogar! - wrzasnął. Wszyscy jak na zawołanie wystrzelili ku nam z mieczami, sztyletami i łukami. 
- Nie! - zawołałam. Ziemia pękła w kilku miejscach, tworząc momentalnie ogromne kratery, a na bezchmurnym dotąd niebie strzelały pioruny. Wszyscy cofnęli się ze strachem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że znowu straciłam nad sobą panowanie. Rozluźniłam pięści. Dziury w ziemi nie załatały się, ale na nieboskłon ponownie wstąpiło słońce. Obozowicze nadal patrzyli na mnie z przestrachem. Przez tłum zaczęła się przedzierać wysoka dziewczyna, popychając i wyzywając przy okazji każdego, kto jej się nawinął.
- Idioci, Claire idzie, halo, ogłuchliście?! - wołała bez przerwy. Dopiero kiedy stanęła na czele, przestała gadać. Spojrzała na mnie z wyższością w pełnych okrucieństwa oczach i wskazała mieczem. - To ty - oznajmiła. - To ty jesteś wyrocznią. To twoja wstęga przeznaczenia jest złota.
Wszyscy patrzyli na mnie z podziwem. W pewnej chwili rudowłosa dziewczyna wykrzywiła usta w grymasie, który miał być chyba uśmiechem, i podała mi dłoń.
- Jestem Claire Elev, córka Aresa - powiedziała od niechcenia.
- Córka kogo?!
- Nie no, na filozofię powinnaś iść - prychnęła. - Chejron ci wszystko wyjaśni. A co do potwora...
- To Blaise - wtrąciłam. Claire spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Blaise? Skąd niby to wiesz? Powiedział ci? - zapytała. Niektórzy z tłumu parsknęli śmiechem, ale natychmiast przestali, uciszeni żądzą mordu w oczach dziewczyny.
- Tak, powiedział - odrzekłam. 
- Ty.. z nim rozmawiasz? - zdumiała się. Pokiwałam głową. Popatrzyła na mnie z podziwem i wskazała wielki, niebieski dom. - To Wielki Dom. Musisz tam iść, spotkać się z Chejronem i Panem D. Chyba nie powiedziałaś mi, jak się nazywasz.
- Skylar Long - oznajmiłam cicho. 
I wtedy stało się coś dziwnego nad moją głową zaczęły wirować dwa złote znaki: drzewo i chmura. Wszyscy przyklękli z uznaniem, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.
- Kłaniajcie się! - ryczała Claire. - Oto córka Uranosa i Gai, Skylar Long!
                                                                                                                                                                         
Witam!
Oto i kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał. Zapraszam do komentowania i szczerego oceniania. W następnym rozdziale będzie trochę wyjaśnione, ale możecie też śmiało pytać w komentarzach, jeżeli czegoś nie zrozumieliście ^.^
Pozdrowienia od Di Angelo ^.^

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 2.

Skylar
Siedziałam na twardym łóżku i wpatrywałam się w czarno-białe zdjęcie. Czarnowłosa dziewczynka na fotografii obejmowała swoją starszą siostrę. Obydwie uśmiechały się radośnie do aparatu. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją szybko i rozejrzałam się niespokojnie po sali z obawą, że ktoś mnie zauważy. Wszystkie dziewczyny spały jak zabite, tylko niektóre wierciły się w cienkich kołdrach, mamrocząc coś pod nosem. Rozluźniłam pięści. Resztką sił zaczęłam przepakowywać ubrania z szafy do czarnego plecaka, próbując w tym samym czasie nie uronić ani jednej łzy. 
"Nie mogę teraz płakać, nie teraz!", mamrotałam, jednak mimo to nie mogłam zachować trzeźwości umysłu. "Muszę... Muszę być silna... Muszę...!"
Zasunęłam suwak, po czym zarzuciłam plecak na ramię. W rękach nadal ściskałam pomiętą fotografię. W końcu włożyłam zdjęcie do bocznej kieszeni i popatrzyłam ostatni raz w lustro. Byłam taka jak zwykle. Kruczoczarne włosy, bursztynowe tęczówki, ciemne cienie pod oczami i na powiekach, blada jak kreda twarz, za wielkie o rozmiar glany, trzymające się tylko i wyłącznie dzięki mocno zawiązanym sznurowadłom, sprana, skórzana bluza narzucona na za duży, szary sweter i czarne, rurkowate jeansy. W ręku ściskałam posrebrzany wisiorek. Spojrzałam na łańcuszek. Była to srebrna bransoletka. Ostatni prezent od siostry. Z bólem serca założyłam ją na prawy nadgarstek. Zawahałam się. Po chwili westchnęłam i napisałam na kartce kilka zdań do pani Ennavessitte. 
"Nie martwcie się o mnie. Nawet się nie obejrzycie, kiedy o mnie zapomnicie.
Będzie Wam beze mnie lepiej. Przepraszam.
Skylar Long".
Położyłam kartkę na zimnej pościeli i wyszłam z sali. Zabrakło mi sił na powstrzymanie potoku łez, wypływających z moich oczu. Nie dałam rady. Uciekłam.
                                                                                                                                                                   
Potknęłam się o jakiś wystający kamień. Momentalnie poczułam oplatające mnie w talii ramiona. Wyrwałam się z uścisku chłopaka. Naciągnęłam z powrotem kaptur na głowę. Pisnęłam coś w rodzaju "przepraszam" i odwróciłam wzrok.
- Poczekaj! - krzyknął za mną, ponieważ zaczęłam się oddalać. - Proszę, zaczekaj! Wiem, że uciekłaś z sierocińca!
Przystanęłam zdumiona, po czym z wahaniem odwróciłam się w stronę bruneta. Machnęłam zachęcająco ręką, żeby podszedł.
- Skąd wiesz? - szepnęłam mu na ucho, kiedy się zbliżył. Musiałam stanąć na palcach, aby cokolwiek usłyszał, ponieważ był ode mnie wyższy o ponad głowę.
- Też uciekłem - oznajmił cicho, wyciągając rękę w moją stronę. - Miles.
- Skylar - powiedziałam, rumieniąc się. Przecież to Miles przytrzymał mnie na schodach, wtedy, kiedy... wybuchnęłam. Natychmiast moja twarz przybrała wyraz cierpienia. Chłopak też to dostrzegł.
- Co się stało? - spytał z troską. Popatrzyłam na niego smętnie.
- Jeżeli znasz jakieś miejsce, w którym mogłabym się ukryć, zaprowadź mnie tam, proszę - powiedziałam cicho, z całych sił starając się powstrzymać potok łez. Miles popatrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili najwyraźniej zrozumiał.
- Chodzi o ten wybuch? - zapytał. Kiwnęłam potakująco głową. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, kiedy brunet ponownie podjął wątek. - O co poszło?
- Nie twoja sprawa - syknęłam, a ziemia lekko zadrżała. Momentalnie zorientowałam się, że znowu tracę nad sobą kontrolę i rozluźniłam pięści. Trzęsienie ziemi ustało. - Ja... Przepraszam - wydukałam. Chłopak objął mnie ramieniem. Odsunęłam się od niego z wyrazem cierpienia i strachu na twarzy, po czym odwróciłam się i pomknęłam w mrok.
- Czekaj! Znam takie miejsce! - zawołał. Zawahałam się przez chwilę, ale podeszłam do niego powoli.
- Nie kłamiesz? - zapytałam. Pokręcił głową. - Jeżeli mnie okłamałeś, przysięgam na Styks, że mnie popamiętasz - wycharczałam. Gdzieś w oddali rozległ się piorun.
- S-skąd ty znasz tą przysięgę? - wyjąkał Miles. Zmierzyłam go wzrokiem.
- To najważniejsza przysięga na świecie - oznajmiłam chłodno. - Bogowie składali takie przysięgi. Nie da się jej złamać.
- Zaprowadzę cię do Obozu, ale najpierw... mogę coś zrobić? - spytał nieśmiało. Popatrzyłam na niego podejrzliwie, ale kiwnęłam powoli głową. 
I właśnie wtedy popełnił jeden wielki błąd. Złapał mnie za rękę i pocałował prosto w usta. Posłałam mu gniewne spojrzenie, mówiące coś w stylu "Co ty sobie wyobrażasz?!", ale nie zrobiłam nic, żeby przestał. Bałam się do tego przyznać, ale podobało mi się to. W końcu puścił moją dłoń i przerwał pocałunek. Popatrzył na mnie zdumiony.
- Nie zrobiłaś nic, żeby mnie powstrzymać - powiedział z niedowierzaniem. - Nie uderzyłaś mnie, nie odsunęłaś się, nie uciekłaś.
- Chyba o to ci chodziło, prawda? - zauważyłam. - Koniec tematu, było minęło. Prowadź. 
- Skylar... Mogę?
- Wolę nie. - Odsunęłam rękę od niego.
- Co to było? - zapytał po chwili, wzdrygając się. W oddali słychać było krzyk sokoła. Rozejrzałam się wokoło. W dół pikowała Alex, prosto na głowę Milesa, który jak głupek zasłaniał głowę rękoma. 
- Och, nie rób z siebie idioty! - warknęłam w jego kierunku, po czym zwróciłam się do sokolicy. - Alex! Gdzie byłaś? Szukałam cię cały dzień!
"W parku" - odparła beztrosko Alex, mierząc chłodnym wzrokiem chłopaka. - "Kto to?"
- To Miles - odrzekłam, karcąc wzrokiem towarzysza. - To przyjaciel.
"Tak, jasne, już to widzę" - prychnęła. - "Widziałam sytuację. Lubisz go" - stwierdziła.
- Wcale nie! - zaprzeczyłam. Miles wpatrywał się we mnie z otwartymi ustami.
- Ty z nią rozmawiasz?!
"Oho, widzę, że ktoś na był na filozofii" - zadrwiła Alex.
- Jak masz prowadzić, to chodźmy - ucięłam, ignorując wypowiedź sokolicy. - Nie mam czasu do stracenia.
                                                                                                                                                                         
Witam, Herosi! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał ^^ Zapraszam do komentowania, oceniania i czego tam jeszcze ^^ Rozdziały będą wstawiane około raz na tydzień, jeżeli mi się uda, to szybciej, ale mam teraz mnóstwo nauki, przygotowań do sprawdzianu szóstoklasisty, itp., itd.
No, to tyle na dzisiaj :) Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia!
~ Di Angelo

#LBA

Witam! Do LBA nominowała mnie Anabella East, za co jej dozgonnie dziękuję ^^ No, nie przedłużając już więcej - ZACZYNAJMY! ^^

1. Lubisz pierniczki? ^.^
Odp. Kocham pierniczki ^.^
2. Twoja ulubiona kolęda/pastorałka?
Odp. Pójdźmy wszyscy do stajenki ^.^
3. W jakich fandomach jesteś?
Odp. Demigodsy, oczywiście ^.^
4. Lubisz Teen Wolf'a? ;)
Odp. Atoco? ^.^
5. Jakiej muzyki słuchasz?
Odp. Moimi ulubionymi piosenkami są "The Fighter", "Battle Scars" i "Hall of Fame", nie wiem, jaki to gatunek ^.^
6. Lubisz konie?
Odp. Lubię konie ^.^
7. Potrafisz strzelać z łuku/kuszy/procy?
Odp. Potrafię ze wszystkich ^.^
8. Ile masz lat?
Odp. Jedenaście i pół ^.^
9. Twój ulubiony powieściopisarz?
Odp. Rick Riordan, a jakżeby inaczej ^.^
10. Lubisz żelki?
Odp. Uwielbiam żelki! Żelkowe misie 4ever! ^.^
11. Czy moje pytania są głupie? xd
Odp. Nie, skądże! ^.^

A ja nomiuję:
http://o-obozie-herosow.blogspot.com/
http://sokole-oko-anabella.blogspot.com/
http://nordycka25.blogspot.com/

A oto i moje pytanka: 

1. Lubisz ciasteczka czekoladowe? ^.^
2. Czy masz jakiegoś zwierzaka? 
3. Jesteś realistką czy marzycielką?
4. Bez czego nie ruszysz się z domu?
5. Lubisz imprezować?
6. Masz specjalny zeszyt, w którym najpierw zapisujesz opowiadanie, czy wymyślasz je przy komputerze?
7. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
8. Ile książek Ricka przeczytałaś?
9. Ulubiona seria książek?
10. Ulubiony tom z PJ albo OH?
11. Ulubione mitologiczne zwierzę i przedmiot?

Ja się z Wami żegnam, mam nadzieję, że to nie moje ostatnie LBA ^.^ Do zobaczenia, Herosi!

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 1.

Skylar
Stałam przy drzwiach pustej sypialni dziewczyn z sierocińca i słuchałam przyciszonej wymiany zdań pomiędzy panią Ennavessitte a jakimiś ludźmi, uciszając jednocześnie moją sokolicę Alex. Sala była pusta i przeraźliwie cicha.
- ... ale... Czy na pewno chcecie przygarnąć właśnie Skylar Long? - pytała zmartwiona właścicielka domu sierot. Moje oczy powiększyły się ze zdumienia. Oni... To małżeństwo... Chce mnie przygarnąć? Taki obrót sytuacji był zgoła przeze mnie nieoczekiwany. Nowy dom, ludzie, których zupełnie nie znałam... Szczerze nie byłam tym zachwycona.
- Pani Ennavessitte, jesteśmy tego pewni. Odbyliśmy z mężem na ten temat długą rozmowę, po czym stwierdziliśmy, że tak będzie dla niej najlepiej. Skylar musi w końcu poznać swoje moce, swoje nieograniczone możliwości - powiedziała spokojnie kobieta. Mogłabym się założyć, że usłyszałam cichy szloch pani Ennavessitte.
- W takim razie - zaczęła przytłumionym głosem. - Chodźcie się z nią zapoznać.
Miałam około sekundę zanim do pokoju wejdą owi małżonkowie. Na szczęście umiałam bardzo szybko biegać. Znalazłam się przy oknie na końcu kilkunastometrowego pokoju w tym samym momencie, kiedy drzwi otworzyły się skrzypiąc. Odwróciłam wzrok od szyby i spojrzałam smutno na parę. Mężczyzna był wysokim brunetem w szarym, spranym garniturze, a kobieta średniego wzrostu blondynką o migdałowych tęczówkach i rumianych policzkach. 
- Skylar, proszę, poznaj państwa Mayersów - oznajmiła smętnie pani Ennavessitte. Rozumiałam jej uczucia. Staruszka była do mnie bardzo przywiązana, tak jak ja do niej. Kobieta pomachała do mnie nieśmiało ręką, na co zareagowałam smętnym wzrokiem skierowanym na nią. 
- Witaj, Skylar. Jestem Sophia Mayers, a to mój mąż, Ted.
- Miło nam cię poznać, Skylar - dodał z uśmiechem, który jednak natychmiast zbladł, ponieważ pan Mayers najwyraźniej dostrzegł mój wyraz twarzy wyrażający cierpienie.
- Wiem wszystko - odrzekłam z trudem hamując potok łez napływających mi do oczu. Pani Mayers pobladła gwałtownie. - Jeśli chcecie mnie przygarnąć, to chociaż powiedzcie to wprost. Mam się pakować? - wypaliłam. Mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę.
- Skylar, tak, tak - szeptała ze łzami w oczach pani Ennavessitte. Wyjęłam spod ramy łóżka czarną, sportową torbę, po czym zdjęłam z maleńkiej szafki nocnej pierwszą ramkę na zdjęcia. Państwo Mayersowie zgodnie wymienili pełne żalu spojrzenia, i z cichym westchnięciem wyszli z sali. Zostałam tylko ja i właścicielka sierocińca. Starsza kobieta patrzyła na mnie ze współczuciem.
- Skylar, ja... - zawahała się. Rzuciłam jej przepełnione smutkiem spojrzenie, ale po chwili po prostu wróciłam do pakowania rzeczy. - Tak po prostu... musiało być, nie mogłam cię wiecznie chronić...
Urwała. Zaryzykowałam spojrzenie na staruszkę.
- Jak to... chronić? - spytałam podejrzliwie. Machnęła ręką lekceważąco, mimo to czułam, że jest zaniepokojona. Nie nalegałam. Założyłam pasek torby na ramię i nie oglądając się za siebie wyszłam z pokoju.
                                                                                                                                                                   
Stałam w drzwiach mojego pokoju i nie mogłam ruszyć się ani na krok. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Podłoga wyłożona jasnymi, brzozowymi deskami, a ściany wymalowane były w różowawo-żółty zachód słońca nad górami, podobnie jak pościel wielkiego łóżka z baldachimem stojącego w prawym kącie pomieszczenia. Przy ogromnym oknie z widokiem na szczyty górskie stało duże, jasne biurko. Słońce rzucało długie cienie na podłogę. Inni ludzie najpewniej zaczęliby skakać jak wariaci po całym domu, ale ja tylko podeszłam do szafy i zaczęłam się rozpakowywać. Wyjmowałam ostrożnie wszystkie rzeczy z mojej sportowej torby. Rozejrzałam się po pokoju. Na środku pomieszczenia z posadzki wyłoniła się perłowa poświata. I wtedy do pokoju wpadli Mayersowie. Jakaś siła wciągnęła mnie do światła. Później widziałam tylko ciemność.
                                                                                                                                                                   
Jest lato. Czarnowłosa dziewczynka siedzi sama na pniu drzewa, majtając nogami. Patrzy smutnym wzrokiem na bawiące się w ganianego dzieci. Podlatuje do niej sokół i siada jej na ramieniu. Dziewczynka uśmiecha się lekko, drapiąc ptaka pod dziobem. 
- Cześć - mówi pięciolatka do zwierzęcia. Sokół wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia. - Jestem Skylar. A ty? 
Ptak przechyla główkę i przygląda się czarnowłosej. Doskakuje do pnia drzewa i ryje w korze drzewa jakieś znaki. Po chwili odsuwa się od dzieła i daje na nie spojrzeć dziewczynce. Przeczytanie wyrazu nabazgranego przez sokolicę nie sprawia małej najmniejszego problemu.
- Jesteś Alex, tak? - pyta. Zwierzę wydaje z siebie okrzyk radości i wzbija się w powietrze. Kiedy ptak wraca, dziewczynka drapie go pod dziobem. Sokół człapie do kawałka kory i ryje w nim imię dziewczynki, po czym otacza obydwa wyrazy sercem. Znaki lśnią złotem. Mała uśmiecha się promiennie. - Będziesz moją przyjaciółką? - Zwierzę krzyczy radośnie i trąca czarnowłosą dziobem. 
- Skylar! Skylar, choć! - woła starsza siostra dziewczynki. Mała zeskakuje z gałęzi, ale ptak nie oddala się ani chwilę od niej. Razem oddalają się od starego pnia, nie zważając na błyszczące wszystkimi kolorami tęczy ich imiona.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Prolog

Skylar
Leżałam na twardym, starym tapczanie i płakałam. Moja wypchana pierzem zimna poduszka była już cała mokra. Codziennie ten sam ból, ta sama tęsknota, to samo cierpienie. Najpierw rodzice, których nigdy nie poznałam, teraz śmierć Belli... Kiedy usłyszałam znajome stukanie obcasów pani Ennavessitte na korytarzu, przykryłam się mocniej cienką kołdrą, starając się udawać, że śpię. Drzwi do pokoju otworzyły się ze zgrzytem a w nich stanęła właścicielka domu dziecka. Rozejrzała się po pustej sali. Jej wzrok padł na jedyne zajęte łóżko. Westchnęła głęboko.
- Skylar, wiem, że nie śpisz - powiedziała, podchodząc do mnie i siadając na łóżku obok. Podniosłam się do pozycji siedzącej i popatrzyłam w bok, żeby ukryć łzy i nie spojrzeć ani przez chwilę na zmartwioną panią Ennavessitte.
- Dlaczego odeszła? - zapytałam po chwili milczenia. Właścicielka sierocińca pogładziła mnie czule po ramieniu. - Dlaczego Bella, dlaczego moja siostra? 
- Kiedyś... Kiedyś i tak przyszedłby na nią czas... - szepnęła, kręcąc z żalem głową. Wstałam i podeszłam do okna. Odsunęłam koronkową zasłonę. Na podwórku radośnie bawiły się inne dzieci, lepiły bałwany, obrzucały się śnieżkami, goniły naokoło boiska zasypanego śniegiem. Od razu przypomniały mi się moje zabawy z Bellą. Odwróciłam się do kobiety siedzącej niedaleko mnie. Rzuciłam jej smętne spojrzenie, włożyłam ręce w kieszenie i wyszłam z sali. 
- Przepraszam - szepnęłam tylko przy drzwiach, nawet nie odwracając się do właścicielki. Zeszłam powłócząc nogami na parter, gdzie znajdowały się: stołówka, bawialnia i wypożyczalnia łyżw, ale mnie interesowało teraz tylko to ostatnie. Za wypolerowaną, drewnianą ladą siedział pan Revind, czytając gazetę, co jakiś czas przerzucając strony.
- Panie Revind - rzekłam. Mężczyzna oderwał wzrok od fotografii przedstawiającej jakąś rodzinę, która najpewniej zginęła w wypadku drogowym, ponieważ zaraz obok obrazka stał mniejszy, na którym malowało się zdjęcie stłuczonego samochodu. Pan Revind wstał z krzesełka i podszedł do lady.
- Panienka Skylar Long! Chwileczkę, gdzieś tu miałem... 37, 23, 41... - mruczał  do siebie, przeglądając poszczególne łyżwy i analizując numery. - Ach, tu są! Numer trzydzieści pięć, proszę - oznajmił z dumą, kładąc przede mną białe, zdarte łyżwy figurowe. Wyciągnęłam z kieszeni dwa funty i rzuciłam na blat. Starszy mężczyzna popatrzył na mnie zdumiony.
- Niech pan weźmie - powiedziałam cicho. - Do widzenia.
- Do widzenia! - zawołał za mną. Wyszłam na dwór. Pomimo padającego śniegu i mojego ubioru, wcale nie było mi zimno, jedyne, czym się przejmowałam, to to, żeby nikt mnie nie zauważył. Przeszłam bokiem placu, starając się pozostać niezauważona. Ku mojemu nieszczęściu spadła mi czapka.
- Hej, to znowu Long! - wrzasnął jakiś wścibski dzieciak. Wszyscy popatrzyli w moją stronę i zaczęli szeptać między sobą. I w pewnym momencie usłyszałam urywek zdania wypowiedzianego o mojej siostrze.
- ...słyszałam, że ta Bella coś brała i przedawkowała, dlatego nie żyje, lepiej uważać na Skylar, ona też może mieć coś z tym nie tak...
Ziemia zaczęła lekko się trząść, a na niebo wpłynęły burzowe chmury. Kilka moich rówieśników zaczęło wydzierać się ze strachu. Z jednej z czarnych, gęstych chmur strzeliła błyskawica. Gleba w niektórych miejscach popękała i utworzyła małe kratery powiększające się z każdą sekundą. Dopiero po chwili odzyskałam pełnię świadomości tego, co robię. Złapałam czapkę, która spadła mi wcześniej, otrzepałam ze śniegu i założyłam na głowę. Niebo się rozchmurzyło.
- Lepiej nie mów nic o Belli, bo gorzko tego pożałujesz - powiedziałam cicho, wpatrując się ze złością w trzęsącą się ze strachu dziewczynę, która wypowiedziała słowa o Belli. Uciekłam z powrotem do budynku sierocińca i z płaczem wbiegła na górę. 
- Au! - pisnęłam w pewnej chwili, spadając ze schodów. Już tylko milimetry dzieliły moją głowę od drewnianych stopni, kiedy poczułam czyjąś rękę obejmującą mnie w talii. Popatrzyłam w tamtą stronę. Zobaczyłam chłopaka o ciemnobrązowych oczach i włosach, który przypatrywał mi się z niedowierzaniem.
- Cześć - wydusił z siebie. - Jestem Miles.